Niedawno mogliśmy zobaczyć i przeczytać na tej stronie, krótką informację o tablicy w Żeglcach - "Wołyń 1943 – pamiętamy". Jak opowiada jeden z organizatorów żegleckiej akcji „Życie szybko napisało jej ciąg dalszy” .
Otóż na tej tablicy ktoś przypiął pinezką małą karteczkę z biało-czerwoną wstążeczką, a na niej napis i myślę, że ta mała karteczka jest dowodem na to, że warto i dzisiaj jeszcze w taki właśnie sposób pamiętać i pokazywać, wskazywać na te zbrodnie, o których tak wielu jeszcze dzisiaj wolałoby zapomnieć. Posłuchajmy ciekawej historii, którą opowie osoba, zaangażowana w żeglecką akcję pamięci o ludobójstwie na Wołyniu:
„Oto zdjęcie karteczki jaka została przypięta pinezką do wystawionej w centrum wsi (Żeglce-red.) tablicy (z napisem "Wołyń 1943 – pamiętamy" red.). Na szczęście miałem okazję porozmawiać z jej autorem. Okazał się nim Pan Mieczysław (Pan Miećko, bo tak kazał się nazywać) 79-letni Polak, od urodzenia mieszkający we Lwowie w dzielnicy Kulparków, który przebywał na parotygodniowej wizycie w naszej okolicy (w Jedliczu).
Będąc na wycieczce rowerowej przejeżdżał przez Żeglce i zobaczywszy naszą inicjatywę, za parę dni przyjechał ponownie z załączonym podziękowaniem. W naszym krótkim spotkaniu opowiedział mi jak w 1943 roku, będąc 6-cio letnim chłopcem pamięta bojówki banderowskie podchodzące nawet na peryferie Lwowa do ich dzielnicy, przed którymi ostrzegały polskie posterunki utworzone z ludności cywilnej.
Pan Miećko opowiedział mi również o swojej bliskiej współpracy z księdzem biskupem Ignacym Tokarczukiem, w czasie jego pracy we Lwowie oraz o swoim udziale w pracach przy odkopywania ze sterty gruzów, ziemi, śmieci i przywróceniu do życia cmentarza Orląt w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Zostawił mi też do poczytania numer kwartalnika "Semper Fidelis" ("Zawsze wierny"), pisma Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, w którym znalazłem wiele ciekawych artykułów zarówno z historii jak i współczesności tych ziem.
Ciekawostką ostatnich miesięcy jest powrót dwóch kamiennych, przedwojennych lwów przed łuk triumfalny na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Byliśmy (...) z wycieczką z Żeglec we Lwowie i widzieliśmy na postumentach dwie duże drewniane skrzynie. Pan Miećko potwierdził, że po długiej batalii z władzami udało się przywrócić lwy na swoje miejsce, ale na razie pozostają zakryte, gdyż jest zbyt duże ryzyko ich zniszczenia lub sprofanowania przez nacjonalistyczne środowiska, które we Lwowie i Ukrainie zachodniej przeżywają okres renesansu.
Miećko nie zgodził się na pamiątkowe zdjęcie przy naszej tablicy. O przyczynę tego z względów oczywistych nie pytałem. Zaprosiłem Pana Miećka na nasze obchody 72 rocznicy Powstania Warszawskiego i przyjechał na swoim rowerku, był na mszy i podczas złożenia kwiatów pod pomnikiem, ale cały czas trzymał się z boku …
Opisana wyżej sytuacja jest chyba największą satysfakcją jaką może przynieść taka niby nic nieznacząca, symboliczna akcja, a dla ludzi, którzy dotknęli tamtych tragicznych czasów, a obecnie żyją na swojej, ale jakże obcej ziemi daje wiarę, że ktoś o nich pamięta. ”
Tyle człowiek, który od wielu lat jest w temacie zbrodni ludobójstwa wołyńskiego, a w tym roku postanowił zrobić coś więcej niż mięć ją tylko w swojej świadomości, jak sam podkreśla.
I zrobił. Gdy prezydent miasta Rzeszowa nie chce wyrazić zgody na pomnik tym bestialsko zamordowanym Polakom, gdy niektórzy polscy posłowie nie widzą w zbrodni: dzieci, kobiet, starców i mężczyzn cech ludobójstwa, to kto o nich się upomni, kto opowie o nich młodszym pokoleniom, kto przypomni o tych mękach naszych rodzin - kto?
Dlatego Żeglcom i organizatorom tej akcji należy się wielki szacunek, również Panu Miećkowi za odwagę i chęci by wykrzyczeć głośno tą przykrą prawdę o naszych rodakach, męczennikach, ale nie z zemsty, czy nienawiści, ale choćby dlatego by każdy z nas miał tą świadomość, że historia lubi się powtarzać w taki czy inny sposób. |