Oto historia człowieka, związanego ze Zręcinem, któremu spełniło się marzenie. To po prostu zwykła opowieść o jednym z nas. Historia, w której nie ma nic nadzwyczajnego, ale warta poznania głównie przez tych, którzy pielęgnują zręciński czy regionalny rodzinny album, wklejając kolejne fotografie ludzi pozytywnie zakręconych, po prostu dobrych ludzi, którzy wyszli stąd bądź tu mieszklali czy mieszkają.
Wielu kapłanów wyszło ze zręcińskiej parafii. Ten, o którym chcę opowiedzieć, swoje spotkanie z Bogiem rozpoczął w Izdebkach. Był właśnie w seminarium, gdy jego rodzice zamieszkali w Zręcinie i to już tu, w 1972 roku były jego prymicje, następnie praca, jako kapłana w kolejnych parafiach. Zaraz na pierwszej parafii, jako wikary zostaje ukarany przez władze ludową karą pieniężną za organizowanie punktów nauki religii. Tak się zaczęło.
Jak opowiadała jego mama, miał wtedy takie swoje ciche marzenie, aby wybudować od podstaw kościół. Nieliczni tego dostępują. Jedni nie mają okazji, inni jak mawiał nasz prałat ks. Jerzy Moskal, wolą siedzieć i nic nie robić.
Jego marzenie oddalało się, zostaje proboszczem w Matysówce koło Rzeszowa, gdzie właśnie ukończono budowę nowego kościoła. Trzeba tylko wykończyć kościół i wybudować jeszcze plebanię, oczywiście, też ważna inwestycja. Pracy się nie boi w domu rodzice nauczali go ciężkiej pracy. Sami pracowali bardzo ciężko, kupili dom w Zręcinie, który remontowali, a ten w niedługim czasie został zniszczony przez pożar. I znów trzeba było ciężko pracować, odbudowywać, swoim uporem i ciężką pracą tylko własnych rąk powoli podnosili się z tych różnych trudności.
Stara kaplica z 1957 r. w Nowej Dębie gdzie objął probostwo ks. Mieczysław Wolanin.
Wracając do księdza prałata dr Mieczysława Wolanina, bo o nim jest ta opowieść - los, przeznaczenie, a może łaska Boża sprawia, że w 1985 roku otrzymuje od ks. biskupa Tokarczuka propozycję objęcia innej parafii, parafii w Nowej Dębie, gdzie właściwie stoi tylko drewniana kaplica z lat pięćdziesiątych.
Jak wspominają parafianie: „wielu księży tu przyjeżdżało oglądać probostwo, ale żaden nie chciał podjąć się tu pracy, bo mówili, że dużo roboty, dopiero ks. Wolanin podjął się budowy nowego kościoła, to mądry i gospodarny ksiądz on tu żadnego grosza nie zmarnował.”
Kościół pw. Matki Bożej Królowej Polski wybudowany przez ks. prałata Mieczysława Wolanina w Nowej Dębie.
Pewno wielu chciałoby usłyszeć takie słowa od swoich parafian. Przyjechał zamieszkał na plebani, źle zrobiony dach, przeciekał, w deszczowe dni podkładał miednice, garnki - wylewał z nich wodę i załatwiał wszystkie pozwolenia na budowę nowego kościoła, bo to dla niego było priorytetem. Rozpoczął budować, nie miał pieniędzy, pożyczał „najważniejsza jest świątynia” mawiał, „a pieniądze się znajdą”. Choć wiedział doskonale, że nie będzie o nie tak łatwo. Swoje marzenie spełnił. Bogu na chwałę, a ludziom na pożytek, ale na tym nie spoczął, bo rozbudował plebanię i punkt katechetyczny obok kościoła stanęła piękna 37 metrowa dzwonnica, kaplica w miejscu gdzie był ołtarz drewnianego kościoła, czy kapliczka Chrystusa Króla.
„To dobry człowiek” mówią o nim parafianie, „ciągle coś robi przy kościele, upiększa” i mają racje, bo to witraże, a to piękne duże posągi ustawione przed wejściem przedstawiające świętych Piotra, Pawła, i Jana Pawła II Papieża. W tamtym roku rozpoczął malowanie świątyni. Całe otoczenie i sam kościół cieszy oko, jest tak zadbany i piękny, a on sam cieszy się uznaniem i szacunkiem parafian. W jego parafii działa, aż 27 różnych wspólnot, a parafia jest porównywalna ilością wiernych do zręcińskiej.
Międzyczasie studiuje, „robi” doktorat, pełnił też funkcję dziekana, kapelana w szpitalu, zostaje prałatem, jest Kanonikiem Gremialnym Kapituły Konkatedralnej w Stalowej Woli, odznaczony medalem "Mater Verbi". Laureaci otrzymują go za ewangelizacyjne wykorzystanie środków społecznego komunikowania myśli, wspieranie rozwoju katolickich mediów oraz za wkład w kulturę narodową, patriotyzm, a także szczególną współpracę z „Niedzielą. Tam też publikuje teksty.
Ks. Prałat Mieczysław Wolanin to również Rycerz Kolumba, to kapłan patriota, wystarczy popatrzeć na treść tablic, jakie umieszcza w swoim kościele, a jest ich ponad dwadzieścia!
W ubiegłym roku dopił swego i Dębie, w miejscu gdzie nie było żadnych znaków świętych udało się ustawić duży krzyż z tablicą na obelisku 1050 rocznicy Chrztu Polski. Z Nowej Dęby pielgrzymuje rowerem do Częstochowy. Kocha jeździć rowerem jak sam mówi. Trudno nawet zrozumieć jak na to wszystko znajduje czas, zwłaszcza, że osobiście nadzoruje każdą z wykonywanych prac.
Często bywa w swym rodzinnym Zręcinie. Na krótko wpada, na plebanię i odwiedza zręciński cmentarz. To bardzo skromny i pracowity człowiek. Gdy tu przyjeżdża do rodzinnego domu, ubiera robocze ubrania i cały dosłownie w pocie czoła pracuje w ogrodzie, nie wstydzi się piły, wideł, łopaty, kosy czy kosiarek najczęściej się śpieszy, bo musi wracać do Dęby, więc pracuje bez przerw. Jednak zawsze pamięta o swych zręcińskich sąsiadach odwiedza przy każdej wizycie, dzwoni pisze listy i maile. W tych chwilach rozmowy jest szczery, bezpośredni, taki dobry życzliwy i troskliwy jak ojciec, na którego można zawsze liczyć, którego warto posłuchać rad, a gdy chwila tego wymaga zostawia wszystko i jest już w Zręcinie by po prostu tu być i dzielić smutki i te wesołe chwile ze znajomymi, lub by całkiem bezinteresownie odprawić Mszę Świętą, w potrzebnych naszych intencjach. Zawsze z wielkim szcunkiem opowiada o Nowej Dębie o jej mieszkańcach o swoich parafianach, nigdy ich nie krytykuje, ale zawsze ukazuje w pozytywnum świetle - taki prawdziwy duszpasterz, który pragnie pomagać, a nie karcić.
Zapewne są chwile, kiedy jest mu smutno, może czyjeś słowa nie pozwalają się śmiać, może czasem i samotność zamknięta w czterech plebańskich ścianach nie pozwala na rozmowę z kimś, kto pomoże rozgrźć jakić osobisty problem czy w słabości podać choćby pomocną dłoń, ale on mimo wszystko uśmiecha się, nie żali się, bo ważniejsze są te dobre sprawy, te dobre cele, dla których robi wszystko i stara się pokonać wszystko gdy widzi przed sobą dobry, pożyteczny cel, który zazwyczaj osiąga.
Ks. Prałat M. Wolanin (pierwszy z prawej) z ks. abpem M. Mokrzyckim oraz swoim bratem ks. A. Wolaninem - proboszczem w Pikulicach.
Czas jednak mija w tym roku (2017) to już 45 lat, gdy odpowiedział na słowa pójdź za Mną, i idzie, i wszędzie gdzie jest, pozostawia po sobie piękne dzieło. Pewno w wymiarze ziemskim, tym materialnym, najważniejszym, które musi przynosić satysfakcje jest zbudowany od podstaw kościół w Nowej Dębie. Nie wiem, czy było to jego największe marzenie, na pewno było tym, które się spełniło, a raczej, które sam spełnił.
W wymiarze duchowym nie chcę się wypowiadać, lecz wystarczy przeczytać 400 stron o Pozaliturgicznej działalności ewangelizacyjnej, opracowania, którego jest autorem, by zobaczyć ile ten kapłan zrobił w swoim życiu tylko w jednej parafii, pozostawiając tyle znaków i symboli, jako nośników ewangelizacji, a wszystkie powstały za jego przyczyną, myślą, czynem i słowem – to niewyobrażalne, że tyle można uczynić jedna osoba.
Plebania w owej Dębie, ks. Mieczysław z ks. biskupem Janem Ozga z Kamerunu
Tak, więc to kolejna malutka fotografia w zręcińskim rodzinnym albumie, osoby, z której można śmiało brać przykład, oraz cieszyć się, że zręcinianin jest darzony takim uznaniem w sandomierskiej diecezji, w której wybudował kościół i daje tak piękne świadectwo swojego kapłaństwa i dobrego człowieka.
Ks. Prałat dr M. Wolanin (pierwszy z prawej) rowerowa pielgrzymka do Częstochowy
Niech Matka Królowa naszej Ojczyzny, patronka zbudowanej przez niego świątyni, o której cześć i chwałę tak dba i Jezus, za którym wyruszył 45 lat temu mocą Ducha Świętego dotkną go darem łaski zdrowia, dotkną go łaską siły i dotkną go łaską szczęścia i pomyślności na dalszej drodze czynienia dobra i głoszenia Dobrej Nowiny.
Jurek Szczur
ZRĘCIN W NOWEJ DĘBIE FILM - KLIKNIJ
|