Był taki ksiądz w Zręcinie, który pięknie grał na organach, leczył ludzi i znał się na ziołach, po prostu wszechstronnie uzdolniony, miał i zmysł gospodarczy budując młyn w Zręcinie.
Jeszcze w seminarium, jako uzdolniony muzycznie doprowadził chór seminaryjny na wysoki poziom. Biskup skierował go na studia do Hamburga i Rzymu, gdzie po powrocie miał prowadzić chór katedralny w Przemyślu. Panująca za granicą cholera nie pozwoliła na wyjazd. Został wikarym w Odrzykoniu, później proboszczem w Zręcinie oraz administratorem w Łubienku.
Ów ksiądz postanowił, że zręcińska świątynia musi mieć organy z prawdziwego zdarzenia. Był rok 1900, niektórzy twierdzą, że 1901 lub 1905.
Jakieś złe, wg księdza Juliana, decyzje życiowe jego młodszego brata sprawiły, że chcąc go od nich odwieść, postanowił, że zatrudni go w Zręcinie. Tu przez dłuższy czas będzie zdała od Rzeszowa i może to pomoże w rozwiązaniu problemu.
Młodszy brat, o którym mowa miał zaledwie 22-25 lat, a robota, którą miał wykonać była niezwykle trudna i dotyczyła zbudowania szafy organowej, w której będą zamontowane piszczałki, zakupione w Czechach. Szafa organowa to inaczej obudowa instrumentu, a jej widoczna część z piszczałkami nazywa się prospektem. Sama szafa prócz roli ozdobnej działa jak pudło rezonansowe. Trzeba pamiętać, że organy są najbardziej skomplikowane ze wszystkich instrumentów.
W takich to okolicznościach Kazimierz Krygowski, bo tak nazywał się młody i zdolny projektant i wykonawca naszej szafy organowej, brat zręcińskiego proboszcza Juliana Krgowskiego, rozpoczął prace w Zręcinie, o którym tak wspominał (pisownia oryginalna):
"(…) w Zręcinie życie było nudne jak glisty w gardle robota ciężka przerabialiśmy meble które już jakiś tamtejszy stolarzyna sknocił musiałem memu pomocnikowi pomagać gdyż stolarki było więcej niż rzeźby wreszcie rozpocząłem rysunki na strukturze do nowych organów które Brat postanowił sam zmontować wedle swego gustu części mechaniki i piszczałki i inne sprowadził od sławny firmy Rygiera w Czechach, a reszta miała się wykonać na miejscu rysunki szły mi ciężko, bo jeszcze nigdy coś takiego nie robiłem co się w Rzeszowie robiło to z doręczonych mi rysunków albo przez majstra albo Architekta, ale tu i z tego wywiązałem się pomyślnie rozpoczęliśmy tedy piękną budowę dużej struktury, robota grubsza i bardzo zajmująca czas leciał szybko jak przy pracy i to pracy nowej ale po robocie nie było co ze sobą zrobić do knajpy nie wypadało jak to Księży brat na wieś nie było do kogo bo nie było nikogo znajomego z parobkami też nie wypadało choć to byli chłopcy z Futomy i Błażowej (...)
O jakiejś rozmowie nie było mowy w karty grać tego świństwa nienawidziłem z całej duszy to dla mnie była dopiero piekielna nuda czytać nie było co Ksiądz uważał że przy rysunkach i rzeźbie dość sobie ócz na męczę a jeszcze czytaniem mój pomocnik był mało mówny nie było nawet z kim uczciwie po gwarzyć Ksiądz był zawsze zajęty zawsze wpadał od czasu do czasu aby zobaczyć jak tam robota postępuje i wytłumaczyć gdybym czegoś nie rozumiał i (…) nie miał widać ochoty sobie z bratem tak poufale pogawędzić zawsze się trzymał od nas na odległość.
Tu w tej zapadłej dziurze ani na włos rozrywki i z tych nudów zaczołem pisać wiersze pisałem trochę po polskiemu na modłę gwary żydowsko polskiej gdyż to łatwiej było składać rymy”.
Prace w Zręcinie Kazimierzowi i jego pomocnikowi, przy nadzorze proboszcza ks. Juliana, trwały cały rok. Wszystko co widzimy od chóru w górę to ich praca.
Foto: M. Świętnicki
Pisząc o nudzie nawiązywał do życia w Rzeszowie, gdzie wcześniej mieszkał, a uwielbiał bywać w teatrach, bo nawet ten ze Lwowa przyjeżdżał do Rzeszowa oraz restauracjach.
Tak to zręcińskie organy otrzymały na około 5 metrów wysoką oraz ponad 4 metry szeroką szafę organową. Prawdopodobnie była ona koloru jasnego, przemalowana została w latach sześćdziesiątych wraz z ołtarzami na odcienie brązu z jasnymi elementami, a sam instrument prawdopodobnie jest starszy niż data jego sprowadzenia do Zręcina. Znawcy tego instrumentu przypuszczają, że został zakupiony, jako używany.
A co z Kazimierzem Krygowskim, no cóż, wyjechał ze Zręcina był znanym na naszym terenie wykonawcą i rzeźbiarzem sprzętów kościelnych. Spod jego ręki i dłuta wyszły ołtarze główne i boczne, stalle, drzwi główne i drzwi do zakrystii w świątyniach: w Błażowej, Wesołej, Izdebkach, Starej Wsi, Przysietnicy, Łubnie, oraz ambony w Nowym Borku i Słocinie. Rzeźby Kazimierza zdobią kościoły w „naszej” Bóbrce i Lubatowej.
Ponad stuletnie organy dzisiaj doczekały się remontu, koszt ogromny. Ich ostatni remont i strojenie miały miejsce 65 lat (1951r.) temu. Dla znających się, jest to fakt niewyobrażalny, że tak długo służyły.
Ostatni raz zabrzmiały, choć z trudem, jakby ostatkiem sił, na pogrzebie swojego mistrza - Jana Kasperkowicza w 2015 roku, z którym tworzyły niezapomniany mistrzowski duet przez blisko 60 lat.
Wraz z nimi wyremontowany zostanie chór, który jest niezbyt udaną konstrukcją. Zbyt wąski, z utrudnionym dostępem do instrumentu, brakiem miejsca dla chórzystów i co najważniejsze brakiem drugiego wyjścia ewakuacyjnego. No cóż nie wszystko musi być doskonałe.
Foto: M. Świętnicki
Ks. Proboszcz myślał o powiększeniu chóru, rozważał różne jego warianty, a sprawę przedstawił na Radzie parafialnej. Odwiedził nawet kościół w Padwi Narodowej, gdzie świątynia architektonicznie jest prawie taka sama jak nasza, a chór ma znacznie większy.
Powiększając nasz chór należałoby przeprowadzić badania konstrukcji budynku kościoła, wykonać nowy projekt, wystąpić o odpowiednie zezwolenia. itp. Rada parafialna nie wyraziła zgody na rozbudowę chóru ze względu na bardzo duże koszy, które musieliby dodatkowo ponieść parafianie prócz tych remontowych, a te jak przekazał ks. proboszcz dr Wacław Socha będą bardzo wysokie i liczone nie w dziesiątkach, ale setkach tysięcy złotych. |