I nastał Wielki Piątek. Dawniej w tym dniu zobaczylibyśmy w okolicach wiele ognisk, bowiem powszechnym zwyczajem było ich rozpalanie. Tylko z tą różnicą, że w Wielki Czwartek rozpalano w siedmiu miejscach na granicy każdej wsi. Ogień miał chronić mieszkańców od zarazy, a w Wielki Piątek rozpalano je w sadach. Dym okadzał drzewa, co miało je chronić przed szkodnikami.
Wielki Piątek starano się spędzać pracowicie wierząc, że praca przyniesie zwielokrotniony pożytek. Wszystkie zajęcia należało zakończyć przed piętnastą czyli godziną skonania Jezusa.
Jeszcze po II wojnie światowej, pomimo, że już w Wielki Czwartek ucichły dzwony, dzwonki i zamilkły organy w świątyni, był zwyczaj, że o godz. 15.00 ludzie w gongi przeciwpożarowe uderzali (były takie prawie przy każdym domu np. był to kawałek rury żelaznej zawieszony na łańcuchu). Wszyscy, którzy to słyszeli - gdzie tylko byli, klękali i słowa: Któryś za na cierpiał rany (...) na głos wypowiadali.
Tego wieczora należało odwiedzić grób Jezusa. Jaką moc miał ten zwyczaj, skłania do myślenia fakt, że w zręcińskiej parafii jeszcze nie tak dawno temu, do grobu Jezusa zmierzali nawet Ci, którzy przez cały rok kościół omijali, nawet w Boże Narodzenie, a do symbolicznego grobu Jezusa śpieszyli.