Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o kolejnym człowieku, naszym ziomku, człowieku, o którym w zręcińskiej szkole nie słyszałem, choć w zręcińskiej szkole się wychowywał, a był to człowiek, z którym liczył się w jakimś stopniu świat.

Walerian Stanisław Mercik urodził się 3 listopada 1893 r. w Zręcinie. Do szkoły podstawowej w Zręcinie miał najbliżej ze wszystkich dzieci, bo w niej mieszkał. Jego tato Józef był w niej nauczycielem i wraz z żoną Henryką i dziećmi mieszkali w starej szkole Klobassy na dzisiejszej ulicy Kościelnej. Maturę uzyskał w Jaśle. W Pradze czeskiej rozpoczął studia prawnicze. Niestety realia życia w zaborach były inne. W czasie studiów został powołany do armii austriackiej, w której odbył kampanię bałkańską w stopniu podporucznika. Czas, w którym Polska odzyskiwała niepodległość spędził we Włoszech, bo w listopadzie 1918 roku został wzięty do niewoli i osadzony w obozie oficerskim pod Monte Cassino. Później przedostał się do Francji, by z Armią generała Hallera powrócić do Ojczyzny. Jako dowódca kompanii, a potem batalionu 49 pp (tak zwanego "huculskiego"), walczy na froncie wschodnim z bolszewikami oraz w Bitwie warszawskiej, a następnie w ofensywie polskiej.
Po wojnie w 1922 został powołany do Szkoły Podchorążych w Warszawie jako instruktor, a w czasie przewrotu majowego był dowódcą kompanii. Po tych majowych wydarzeniach rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie gdzie uzyskuje stopień kapitana dyplomowanego. Zostaje odkomenderowany do dowództwa 5 Dywizji Piechoty, a następnie do Dowództwa Okręgu Korpusu we Lwowie, a po jednorocznym stażu w 7. pułku piechoty Legionów wraca już do Warszawy jako podpułkownik dyplomowany. Zostaje skierowany do pracy w Sztabie Głównym, gdzie otrzymał przydział do Sekretariatu Komitetu Obrony Rzeczypospolitej i tam zastaje go II wojna światowa.
Jako oficer Sztabu Głównego z rządem RP ewakuował się do Rumunii. Tam został internowany, skąd w grudniu ucieka i przy wsparciu rządu na uchodźctwie, aż do listopada 1940 pracuje w attachacie polskim w Bukareszcie.
Niestety żona w raz z synem są w innym miejscu, los nie okazał się szczęśliwym ginie jego żona, a 15.letni syn Adam zostaje sam w Palestynie. W tej sytuacji ppłk. Mercik stara się przedostać do Palestyny. Udało się i z początkiem 1941 roku został wcielony do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich jako szef sztabu Ośrodka Zapasowego i dowódca kompanii Legii Oficerskiej, a następnie zostaje mianowany kierownikiem Bazy Łączności Oddziału Specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza w Kairze. Jak pisze Grzegorz MAZUR „Baza kierowana przez ppłk. Mercika do tej pory została omówiona tylko w jednej książce. Najbardziej prawdopodobne jest przypuszczenie, że sprawy łączności konspiracyjnej z krajem uważane były za szczególnie poufne i stąd nie znalazły pełnego odbicia w historiografii. Baza kairska budowała kanały polskiej łączności konspiracyjnej na Bałkanach: w Grecji i Jugosławii, a stamtąd sięgano na Węgry. We wspomnieniach ppłk. Mercika znajdujemy wiele szczegółów dotyczących wydarzeń w czasie wojny w tych krajach, a zwłaszcza w Jugosławii. W wielu przypadkach są to sprawy prawie zupełnie nie znane.” Zadaniem takich placówek było utrzymywanie łączności między dowództwem polskich sił zbrojnych na Zachodzie a kierownictwem Armii Krajowej w Polsce. Baza kairska podjęła się jednak dodatkowego zadania: zorganizowania polskich oddziałów partyzanckich w okupowanych przez państwa Osi krajach bałkańskich
Ppłk. Mercik podejmuje próby zorganizowania takich oddziałów. Polacy tam się znajdujący przypinają biało czerwone wstążeczki do obcych mundurów i tworzą zalążek polskich oddziałów wspomagając miejscową partyzantkę w walkach. Nie spodobało się to bezpośrednim przełożonym ppłk.Mercika Brytyjczykom i na ich żądanie baza w Kairze została zlikwidowana, a ppłk. Mercik przeniesiony został do 2. Korpusu we Włoszech, a w 1946 roku wyjechał do Anglii, gdzie po demobilizacji pozostał do 1952 r. W Londynie poświęcił się pracy społecznej w Związku Oficerów i Podoficerów Zawodowych.
Niestety sytuacja Polaków po wojnie w Anglii uległa zmianie: nie byliśmy "comrade in arms", ale ci, którzy zabierają pracę tubylcom - powiada syn Adam. Trzeba było emigrować, a Kanada była łatwym wyborem. W 1952 wraz z synem wyemigrował do Kanady. Brał czynny udział w życiu polonijnym oraz kombatanckim wygłaszając szereg odczytów, które cieszyły się wielką popularnością. Wiele publikował. Zmarł nagle na zawał serca 17 czerwca1957 r.
Ppłk dyp. Walerian MERCIK (ps. Łopuszyński Wojciech, „Żeglecki Adam, Saturn, Alex) za męstwo w walkach w różnym czasie wielokrotnie był odznaczany. Czterokrotnie za walki z bolszewikami - Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Niepodległości. Otrzymał szereg odznaczeń brytyjskich oraz włoski order "Corona di Italia".

Zdjęcie przedstawia podchorążego Adama Mercika wnuka zręcińskiego nauczyciela zrobione wkrótce po zakończeniu wojny.
Syn Adam Mercik, również żołnierz tak mówił na jednym ze spotkań polonijnych w 2018 roku: „Od wczesnego dzieciństwa moim marzeniem było jak najszybciej włożyć mundur - być żołnierzem. Nie pamiętam kiedy, ale moja Matka powiedziała, że się tym marzeniom nie dziwi, bo bardzo wcześnie miałem chrzest ogniowy - ściśle mówiąc, kiedy miałem jeden miesiąc. Oczywiście można się uśmiać, ale jest w tym element prawdy: otóż mój ojciec był dowódcą kompanii podchorążych piechoty w szkole w Warszawie umieszczonej wtedy w Alejach Ujazdowskich. W maju 1926 nastąpił kryzys rządowy, wojska pod dowództwem Marszałka Piłsudskiego żądały usunięcia prezydenta - doszło do walk ulicznych. Szkoła Podchorążych - wierna przysiędze, opowiedziała się po stronie prezydenta i znalazła się pod ogniem ciężkich karabinów maszynowych. Matka opowiadała, jak kilka razy dziennie musiała zabierać mnie z kojca i uciekać do piwnicy, gdy nad głową gwizdały kule. No więc, czy nie był to chrzest ogniowy? Po śmierci mojej żony, opowiada dalej pan Adam, musiałem opuścić mój wręcz ukochany Hudson, by po 30-tu latach przenieść się do domu starców w Manoir Westmount. Patrząc wstecz miałem bardzo bogate, ale i też szczęśliwe życie - na co można przytoczyć polskie powiedzenie: Głupi ma zawsze szczęście!”
Zakończył opowieść o swoim życiu wnuk Józefa Mercika zręcińskiego nauczyciela, którego nagrobek znajduje się do dnia dzisiejszego na zręcińskim cmentarzu oraz jego żony, ale już prawie nikt, nawet w listopadowe dni, nie zapala na nich znicza pamięci.
Jurek Szczur |