ONI RATOWALI ŻYCIE INNYCH- MY ZALEDWIIE PAMIĘĆ O NICH...
Przed polskimi mogiłami niech zamilknie każdy, by niechcący nie zbezcześcił ich dobrego imienia, cierpkim słowem, by ich dzieci, wnuki i prawnuki nie nakrył globalnym workiem z napisem: „antysemita”. Oni, w czasie okupacji, nie oczekiwali na drzewo i kawałek papieru w postaci dyplomu, nie myśleli o wdzięczności. Teraz zapewne pragnęliby jednego, aby tak jak oni kiedyś uszanowali i zajęli się dziećmi innych, tak teraz Ci inni uszanowali ich dzieci i wnuki, kolejne pokolenia. Źli ludzie żyli zawsze i zło w tych ludziach należy piętnować, ba nawet karać, lecz w taki sposób by nie ucierpiał nawet najmniejszy z uczciwych, "by zbierając chwasty nie wyrwać razem z nim i pszenicy", a tym bardziej nie potępiać całej uprawy ze względu na chwasty, a je oddzielić, chwasty zniszczyć, a zboże w spichlerzu chronić.
Dziesięć lat temu, w 2009 roku zmarła Sonia Pomerantz z domu Lipnier. Była ona do niedawna ostatnią żyjącą osobą pochodzenia żydowskiego, którą ukrywała rodzina Państwa Czajkowskich mieszkających przy ulicy Cmentarnej w Zręcinie. Sonia miała wtedy dziesięć lat i pochodziła ze Zręcina. Uratowanymi mieszkańcami naszej miejscowości byli także: 37 letni Haskiel Morgenstern, 43 letni Ignacy Lipiner, 20 letna Erna Lipiner i 40 letnia Chaja Lipiner. Z Krosna: 40 letni Józef Brajtowicz. Z Dukli: 22 letni Roman, 25 letni Rubin oraz 28 letni Maks Bergmanowie.
- Przez blisko 2,5 roku dziewięć osób żydowskiego pochodzenia ukrywało się u Państwa Czajkowskich. Gdy dzisiaj oglądam to miejsce, miejsce w oborze, gdzie był dla nich schowek - wyobraźnia to mało, by zrozumieć w jakich warunkach i jak wiele Pani Bronisława Czajkowska ryzykowała. Sam fakt zdobycia dla dziewięciu osób dodatkowo pożywienia w okresie okupacji, w sposób nie budzący podejrzeń, już było nie małym wyczynem. Zwłaszcza, że niedaleko stacjonowała kilkudziesięcioosobowa grupa niemieckich żołnierzy.
- Część Żydów, którzy ukrywali się u Czajkowskich najpierw przez ponad pół miesiąca byli ukrywani przez Marię i Józefa Trybusówz ulicy Szkolnej.
- Również Józefa i Ignacy Skalscy z ul. Żegleckiej, przez 6 miesięcy ukrywali trzech Żydów, a później Ignacy z młyna gdzie pracował, w butach wynosił mąkę przekazywał ją między innymi Państwu Czajkowskim, wiedząc, że w ten sposób pomaga im wykarmić ukrywające się osoby.
- Kolejni znaleźli schronienie w domu Heleny i Władysława Skórów na ulicy Szkolnej, którzy przez ponad 2 miesiące ukrywali czworo Żydów.
Nie tylko w tych zręcińskich domach ukrywali się Żydzi.
- Kolejnym zręcinianinem, który dał schronienie Hani Friss był Pan Kazimierzem Ciołkosz (ul. Łukaszewicza).
Oto fragment książki „ZRĘCIN 1227-1945”, w której autorzy po raz pierwszy przedstawili czytelnikom szczegóły tych wydarzeń: „Pudło Stanisław wstępuje do organizacji konspiracyjnej i otrzymuje pseudonim „liść”. Wiosną 1942 roku wraz z Kazimierzem Ciołkoszem (ul. Łukasiewicza) przewożą z ukrycia ze Żeglec Żydówkę - Hanię Friss. Owinęli ją w snop słomy, zawiązali powrósłem i położyli na spodzie wozu. Następnie załadowali całą furę słomy i wyruszyli do Zręcina. Zostali jednak zauważeni przez Niemców, którzy obserwowali teren przez lornetkę z pobliskiej Chorkówki. Na pewno wzbudziło u nich podejrzenie przewożenie słomy w porze wiosennej. Wysłany z Chorkówki patrol dogonił ich na koło Lipińskiego (ul. Żeglecka). Zatrzymali ich i zaczęli nakłuwać wiązki słomy bagnetami. Na szczęście nie natrafiając na Hanię. Po sprawdzeniu kenkart, kazali im dalej jechać. I tak szczęśliwie dotarli do Zręcina do karczmy Ciołkosza.
Hania Friss ukrywała się tam do września 1943 roku, kiedy to w nocy Gestapo wraz z konfidentem przeprowadziło rewizje w karczmie. Hania Friss została pojmana, natomiast Kazimierz ratował się ucieczką, skacząc przez okno z półpiętra, jednak został schwytany. Obydwoje zostali przewiezieni furmanką do Krosna. Będąc na ulicy Podwale Hania wykorzystała moment nieuwagi Niemców i podjęła desperacką ucieczkę, która pomimo ostrzału się powiodła. Kazimierz został uwięziony przez Gestapo na okres trzech miesięcy. Bity, przesłuchiwany do czasu skompletowania transportu do Oświęcimia. O zmierzchu pod areszt Gestapo podjechała ciężarówka wraz z eskortą niemieckich żołnierzy, którzy mieli więźniów przetransportować na dworzec kolejowy, gdzie był już podstawiony pociąg. Podczas załadunku 15 - osobowej grupy więźniów Kazimierz decyduje się na ucieczkę z myślą albo się uda, albo zginie na miejscu. Pod kulami niemieckich żołnierzy ucieka co sił ulicami Krosna. Przez Polankę i Świerzową dociera do Zręcina. Pierwszą noc spędza w stodole u Benedykta Jabłeckiego (ul. Cmentarna), następnie przenosi się do Ignacego Skalskiego (ul. Żeglecka) a później do karczmy (ul. Łukasiewicza). W miedzy czasie Gestapo aresztuje Stanisława Ciołkosza, brata Kazimierza, ponieważ doniesiono o przechowywaniu osób poszukiwanych. Z braku dowodów po dwóch tygodniach zostaje zwolniony. Sprawy prowadził gestapowiec Oskar Baecker.„
- Znane są też przypadki w Zręcinie na ulicach Konopnckiej, Śliwinki, Cmentarneji Przylaski czasem na prośbę zręcińskiego proboszcza ks. Gosztyły mieszkańcy przenocowali Żydów przez jedną czy dwie noce oraz ofiarowali im żywność.
Piękne świadectwo mieszkańcom Zręcina dała jego mieszkanka Pani Maria Mróz z ul. Kościelnej, której dzisiaj już z nami nie ma, a opowiadała w 2010 roku o ludziach którzy pomagali i ukrywali osoby żydowskiego pochodzenia: ... przez 2,5 roku byli u Czajkowskich (Żydzi red.), wszyscy starsi wiedzieli, dzieci nie, że Żydzi tam są i nikt w Zręcinie jednak ich nie zdradził....
- Ludzka ziemia, jak nazywam Zręcin, przyciąga także zacnych ludzi. Między nami zamieszkała kolejna wspaniała rodzina - Państwo Maria i Kazimierz Bodaszewscy. Jest to już trzecia rodzina, która otrzymała tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Małżeństwo Bodaszewskich, którzy w Honoratowie od 1942 roku do końca wojny ukrywali i żywili Bwrthe, Hermana i Morrisa.
Gdy popatrzymy na geografię miejscowości, w których mieszkańcy ukrywali Żydów w naszej gminie, prócz Zręcina, zobaczymy jeszcze,z tego co wiem, Faliszówkę i Kopytową oraz Żeglce.
- Właśnie w Żeglcach chciałbym się jeszcze zatrzymać. Bo ta histora wzrusza do łez. Nie opowiada o dorosłych ludziach, a o dziesięcioletnim chłopcu.
Otóż właśnie ten mały chłopiec (brat Pani Henryki Szydło z Żeglec) przyjaźnił się z żydowskim rówieśnikiem-niemową Janem Fesselą. Gdy zaczęły się prześladowania Żydów, bez wiedzy rodziców ukrył kolegę w szopie i donosił mu jedzenie, aż do czasu, kiedy o konspiracyjnej działalności dowiedzieli się rodzice.
- Była nas trójka dzieci i zdawaliśmy sobie sprawę, że wszyscy możemy zginąć. Ale taki był czas, który wymagał poświęcenia, bez oglądania się, co będzie - wspomina Henryka Szydło, która z dwojgiem rodzeństwa i rodzicami ukrywali tego chłopca, aż do końca wojny. Tak więc, całkiem niedaleko nas, w Żeglcach, mieszkali bardzo młodzi, a właściwie jeszcze dzieci, a już bohaterowie.
Uważam, że wszyscy oni byli żołnierzami w cywilnych ubraniach, walczący na pierwszej linii frontu, których orężem było serce i miłość drugiego człowieka. Dlatego grupa mieszkańców Zręcina w 2012 roku, z inicjatywy Zofii Widziszewskiej, óczesnej prezes Stowarzyszenia FIS, postawiła tym wspaniałym ludziom, naszym zręcińskim bohaterom, którzy ratowali ludzkie życie ryzykując swoim – ustawić zwykły kamień, który otrzymali zadarmo dzięki staraniom Mariana Szymańskiego ze Zręcina – ustawić kamień hołdu i pamięci - bo jesteśmy z nich dumni.
Jurek Szczur
|