„To dobry człowiek” - mówią o nim parafianie.
Wielu kapłanów wyszło ze zręcińskiej parafii. Ten, o którym chcę opowiedzieć, swoje spotkanie z Bogiem rozpoczął w Izdebkach. Był właśnie w seminarium, gdy jego rodzice zamieszkali w Zręcinie i to już tu, w 1972 roku były jego prymicje, następnie praca, jako kapłana w kolejnych parafiach. Zaraz na pierwszej parafii, jako wikary zostaje ukarany przez władze ludową karą pieniężną za organizowanie punktów nauki religii. Tak się zaczęło.
Jak opowiadała jego mama, miał wtedy takie swoje ciche marzenie, aby wybudować od podstaw kościół. Nieliczni tego dostępują. Jedni nie mają okazji, inni jak mawiał nasz prałat ks. Jerzy Moskal, wolą siedzieć i nic nie robić.
Jego marzenie oddalało się, zostaje proboszczem w Matysówce koło Rzeszowa, gdzie właśnie ukończono budowę nowego kościoła. Trzeba tylko wykończyć kościół i wybudować jeszcze plebanię, oczywiście, też ważna inwestycja. Pracy się nie boi w domu rodzice nauczali go ciężkiej pracy. Sami pracowali bardzo ciężko, kupili dom w Zręcinie, który remontowali, a ten w niedługim czasie został zniszczony przez pożar. I znów trzeba było ciężko pracować, odbudowywać, swoim uporem i ciężką pracą tylko własnych rąk powoli podnosili się z tych różnych trudności.
Wracając do księdza Prałata Mieczysława Wolanina - los, przeznaczenie, a może łaska Boża sprawia, że w 1985 roku otrzymał od ks. biskupa Tokarczuka propozycję objęcia parafii w Nowej Dębie, gdzie właściwie stoi tylko drewniana kaplica z lat pięćdziesiątych.
Jak wspominają parafianie: „wielu księży tu przyjeżdżało oglądać probostwo, ale żaden nie chciał podjąć się tu pracy, bo mówili, że dużo roboty, dopiero ks. Wolanin podjął się budowy nowego kościoła, to mądry i gospodarny ksiądz on tu żadnego grosza nie zmarnował.”
Pewno wielu chciałoby usłyszeć takie słowa od swoich parafian. Przyjechał zamieszkał na plebani, źle zrobiony dach, przeciekał, w deszczowe dni podkładał miednice, garnki - wylewał z nich wodę i załatwiał wszystkie pozwolenia na budowę nowego kościoła, bo to dla niego było priorytetem. Rozpoczął budować, nie miał pieniędzy, pożyczał „najważniejsza jest świątynia” mawiał, „a pieniądze się znajdą”. Choć wiedział doskonale, że nie będzie o nie tak łatwo. Swoje marzenie spełnił. Bogu na chwałę, a ludziom na pożytek, ale na tym nie spoczął, bo rozbudował plebanię i punkt katechetyczny obok kościoła stanęła piękna 37 metrowa dzwonnica.
„To dobry człowiek” mówią o nim parafianie, „ciągle coś robi przy kościele, upiększa” i mają racje, bo to witraże, a to piękne duże posągi ustawione przed wejściem przedstawiające świętych Piotra, Pawła, i Jana Pawła II Papieża. Przed odejściem na emeryturę chce jeszcze wymalować kościół i to zrobił. Całe otoczenie i sam kościół cieszy oko, jest tak zadbany i piękny, a on sam cieszy się uznaniem i szacunkiem parafian. W jego parafii działa, aż 27 różnych wspólnot, a parafia jest porównywalna ilością wiernych do zręcińskiej.
Międzyczasie studiuje, „robi” doktorat, pełnił też funkcję dziekana, kapelana w szpitalu, zostaje prałatem, jest Kanonikiem Gremialnym Kapituły Konkatedralnej w Stalowej Woli, odznaczony medalem "Mater Verbi". W „Niedzieli” publikuje swoje artykuły. Ks. Prałat Mieczysław Wolanin to również Rycerz Kolumba, to kapłan patriota, wystarczy popatrzeć na treść tablic, jakie umieszcza w swoim kościele, a jest ich ponad dwadzieścia!
W roku rocznicowym, w miejscu gdzie nie było żadnych znaków świętych udało się ustawić duży krzyż z tablicą na obelisku „1050 Rocznica Chrztu Polski”. Z Nowej Dęby pielgrzymuje rowerem do Częstochowy. Kocha jeździć rowerem - jak sam mówi. Trudno nawet zrozumieć jak na to wszystko znajduje czas, zwłaszcza, że osobiście nadzoruje każdą z wykonywanych prac.
Często bywa w swym rodzinnym Zręcinie. Na krótko wpada, na plebanię i odwiedza zręciński cmentarz. To bardzo skromny i pracowity człowiek. Gdy tu przyjeżdża do rodzinnego domu, ubiera robocze ubrania i cały dosłownie w pocie czoła pracuje w ogrodzie, nie wstydzi pędzla, piły, wideł, łopaty, kosy czy kosiarek najczęściej się śpieszy, bo musi wracać do Dęby, więc pracuje bez przerw. Jednak zawsze pamięta o swych zręcińskich sąsiadach odwiedza przy każdej wizycie, dzwoni pisze listy i maile. W tych chwilach rozmowy jest szczery, bezpośredni, taki dobry życzliwy i troskliwy jak ojciec, na którego można zawsze liczyć, którego warto posłuchać rad, a gdy chwila tego wymaga zostawia wszystko i jest już w Zręcinie by po prostu tu być i dzielić smutki i te wesołe chwile ze znajomymi, lub by całkiem bezinteresownie odprawić Mszę Świętą, w potrzebnych naszych intencjach. Zawsze z wielkim szacunkiem opowiada o Nowej Dębie o jej mieszkańcach o swoich parafianach, nigdy ich nie krytykuje, ale zawsze ukazuje w pozytywnym świetle - taki prawdziwy duszpasterz, który pragnie pomagać, a nie karcić.
Tyle planów na emeryturze, czasem zdrowie szwankuje, musi odwiedzać szpital, nie poddaje się, wsiada do samochodu i z Nowej Dęby pędzi do swego brata proboszcza w Pikulicach pod Przemyślem, po drodze w Przemyślu szuka w kościelnych archiwach materiałów potrzebnych mu do kolejnej książki. Za chwilę, w roboczym ubraniu już w Zręcinie kosi trawy w ogrodzie rodzinnego domu i porządkuje grób rodziców na zręcińskim cmentarzu, odwiedza także inne znane mu groby i zapala świece. Wieczorem wpada do sąsiadów na chwilę rozmowy - śpieszę się mówi - bo muszę jeszcze odwiedzić braci, a jutro potrzebny jestem w Dębie....
Czas jednak mija, w tym roku to już 49 lat, gdy odpowiedział na słowa - pójdź za Mną, i szedł, i wszędzie gdzie był, pozostawił po sobie piękne dzieło i ciepłe wspomnienie. Pewno w wymiarze ziemskim, tym materialnym, najważniejszym jego osiągnięciem jest zbudowany od podstaw kościół w Nowej Dębie. Nie wiem, czy było to jego największe marzenie, na pewno było tym, które się spełniło, a raczej, które sam spełnił.
W wymiarze duchowym nie chcę się wypowiadać, lecz wystarczy przeczytać 400 stron książki o „Pozaliturgicznej działalności ewangelizacyjnej”, opracowania, którego jest autorem, by zobaczyć ile ten kapłan zrobił w swoim życiu tylko w jednej parafii, pozostawiając tyle znaków i symboli, jako nośników ewangelizacji, a wszystkie powstały za jego przyczyną, myślą, czynem i słowem – to niewyobrażalne, że tyle można uczynić jedna osoba.
Zawsze z uśmiechem do ludzi i swym delikatnym głosem, o każdym wypowiadał się z wielkim szacunkiem, nie gardził nikim, nie poniżał, nie krytykował, a tych którzy byli przeciwni Kościołowi próbował ich zrozumieć i tłumaczyć przed innymi i zawsze wzbudzał zaufanie, sympatię oraz życzliwość otaczających go ludzi. Ostatnio martwił się nie o siebie, ale o młodzież, że tak łatwo ulegają emocjom i omijają Kościół, a czas pandemii najczęściej nie pozwala być z nimi.
W poniedziałek 6 grudnia 2021 roku mając 73 lata zakończył swoją pielgrzymkę po tej ziemi i odszedł do domu Ojca swego, a nam pozostawił taką malutką swoją fotografię w zręcińskim rodzinnym albumie, osoby, z której można śmiało brać przykład, oraz cieszyć się, że zręcinianin był i jest darzony takim uznaniem w sandomierskiej diecezji, w której dawał tak piękne świadectwo swojego kapłaństwa i dobrego człowieka.
Niech Matka Królowa naszej Ojczyzny, patronka zbudowanej przez śp. ks. Mieczysława Wolanina świątyni, o której cześć i chwałę tak dbał i Jezus, za którym wyruszył 49 lat temu mocą Ducha Świętego dotkną go darem łaski przebywania z sobą w Rajskim Ogrodzie Boga Ojca Amen.
|