Zbliża się listopad, w którym częściej odwiedzamy parafialny cmentarz, obok naszych grobów są i takie, nad którymi nie ma nikogo z rodziny. Jednym z takich grobów jest ten, gdzie spoczywają trzy siostry Służebniczki.
Otóż 6 listopada 1909 roku w Chorkówce powstał dom zakonny zgromadzenia Sióstr Służebniczek i od tego czasu do końca lat sześćdziesiątych widok siostry zakonnej w naszym kościele stał się codziennością, a tak się to zaczęło:
„Czyniąc starania od lat dwóch zaprowadzenia majątku naszemu Chorkówki ochronki pod opieką i prowadzeniem Wielebnych Sióstr Służebniczek Najświętszej Panny Maryi w Starejwsi, otrzymaliśmy przyrzeczenie od przewielebnej Matki Przełożonej Leony Jankiewicz objęcia tejże ochronki przez trzy siostry Służebniczki w jesieni w roku 1909. (...) Oddajemy w używanie dom murowany o trzech pokojach (...) wraz z ogrodem około jednej morgi
Jedlicze dnia 6 listopada 1909 roku
Stanisław i Zofia Stawiarscy „.
Oto krótki fragment umowy. Na podstawie, której siostry mogły się sprowadzić do zręcińskiej parafii, do domu w Chorkówce. Budynek ten został wybudowany jeszcze przez Ignacego Łukaszewicza, w którym mieszkał kierownik rafinerii nafty. Po śmierci wynalazcy został zakupiony z całym majątkiem przez Stawiarskich, którzy w 1941 roku budynek wraz z ogrodem zapisali na własność zgromadzeniu.
Siostry prowadziły ochronkę, uprawiały mały ogródek i opiekowały się chorymi, i starszymi ludźmi z Chorkówki. Prowadziły kursy szycia, gotowania i pieczenia, a siostra Stefania Gawlik, późniejsza przełożona, uczyła dziewczęta robić koronki klockowe, które znane były na całą Polskę. Między innymi ich staraniem, przy pomocy ks. Łuksika otwarto kaplicę w Chorkówce, w której odprawiano Msze święte, później prowadziły przedszkole i w ostatnim czasie uczyły dzieci religii w zręcińskim kościele. Praca była ciężka duża odległość od kościoła parafialnego też nie pomagała. To one „wydeptały” przez blisko 60 lat ścieżkę przez łąki z Chorkówki do Zręcina. Ale było i tak.
„24 kwietnia 63 r. przybyło do naszego domu, wspominają, trzech osobników z architektury i złożyli plombę na drzwiach wejściowych od werandy, skąd było przejście do kaplicy”
Były i takie chwile w zręcińskiej parafii, to czas PRL-u. Od tego zdarzenia nie wolno było nikomu tam wchodzić. Na urzędową plombę znalazł jednak sposób Józef Liwosz, wieczorem wypiwszy sobie alkoholu, po to by czyn nie był uznany jako świadomy, szedł obok drzwi zawracając się. W ten sposób zerwał, niby to przez przypadek plombę z drzwi. Po paru dniach gdy nie było reakcji ze strony władz ponownie zaczęto wchodzić do kaplicy, przez te drzwi, ale do czasu.
Otóż jest dzień 28 maja 1963 r. godzina 9.00. Około 30-40 mieszkanek Chorkówki zbiera się na podwórku. Prawdopodobnie nastąpił przeciek, że w tym dniu przedstawiciele władz państwowych z Wydziału Oświaty, z P.P.R. Nar. i Architektury Komunalnej mają przyjechać celem odebrania siostrom kuchni. Mieszkanki wsi Chorkówka zbierając się na podwórku chciały bronić kaplicy i sióstr, i nie dopuścić do odebrania pomieszczenia. W tym czasie „przedstawiciele władz nie mając odwagi”, jak zapisały siostry, „przechadzali się lub przejeżdżali obok przyglądając się zgromadzonym”. było reakcji ze strony władz ponownie zaczęto wchodzi ć do kaplicy, ale do czasu.
Dopiero jak przyjechało pięć „taksówek” z milicją miejscową, krośnieńską oraz nawet rzeszowską przybyło również 15 osób w wyżej wymienionych urzędów oraz z tutejszego Prezydium. Milicja nawoływała do rozejścia się, a gdy zebrani mieszkańcy Chorkówki nie słuchali, Milicja każdego z osobna wyprowadzała. Siostry zaś zaprowadzono do jednej sali i tam zaczęto je nakłaniać by dobrowolnie oddały kuchnię lub werandę mówiąc, „że jeśli się nie zgodzą to zabiorą przemocą”. Przez sześć godzin nie wolno było siostrom opuszczać tej sali, pilnował tego milicjant stojący przy drzwiach. Tymczasem, jak podają siostry: „ w ciągu tej szarpaniny wyszli i odemkli werandę wytrychem, drzwi do kaplicy zaplombowali klucz do werandy dobrali i zrobili, co chcieli. Kiedy nas wypuszczano gdy wszystko zobaczyliśmy posłaliśmy po ks. dziekana Stanisława Łuksika”.
Ksiądz Łuksik ze Zręcina przybył szybko, ale nie chciano z nim rozmawiać, poinformowano tylko, że zabierają werandę, a do kaplicy ludziom chodzić nie wolno. Siostry i ksiądz jak chcą to mogą chodzić, ale tylko przez kuchnię - po czym wszyscy odjechali.
Po całym tym zajściu ludzie bali się przychodzić na Mszę św., która była odprawiana w kaplicy w dalszym ciągu jeden raz w tygodniu w obecności ministranta, sióstr i czasem tylko pojedynczych ludzi, którzy odważyli się przejść przez kuchenne drzwi do kaplicy. Akcja ta nie zakończyła się na tym, niektóre kobiety, które stanęły w obronie sióstr i nie chciały opuścić podwórka dobrowolnie zostały ukarane grzywnami od 1500 do 2000 zł., a były to: Wanda Szmyd, Maria Nitka oraz Helena Gruba.
22 lipca 1967 roku ks. biskup Ignacy Tokarczuk podejmuje decyzje i powiadamia Zgromadzenie pisemnie: (...) „w związku z niemożnością korzystania z kaplicy w Chorkówce przez tamtejszych wiernych pozwalamy na zamkniecie kaplicy” (...).
Kiedy będziemy na zręcińskim cmentarzu pochylmy głowę nad grobem sióstr. Dziękując za ich modlitwy, pracę na rzec mieszkańców Chorkówki, ale i wszystkich mieszkańców ówczesnej parafii.
Wieczny odpoczynek racz im dać Panie ....
s. Zofia Ksawera Madoń, pochodziła z Kamienicy powiat Nowy Sącz. Śluby wieczyste złożyła w 1925 roku, ukończyła kurs pielęgniarstwa, zmarła na gruźlicę w Chorkówce, w 1929 roku. Miała 34 lata.
s. Aniela Sylwestra Bobrowska, urodzona w Rudzie powiat Żydaczów, śluby wieczyste złożyła w 1919 roku. Zmarła w 1941 roku. Miała 62 lata. Podczas I wojny pielęgnowała chorych, między innymi w Okocimiu, w 1916-1920 pracowała w szpitalu wojskowym w Samborze. Od 1934 roku w Chorkówce. Szambelanowa darzyła ją wielkim zaufaniem i szacunkiem. Gdy wyjeżdżała to zawsze zabierała siostrę do swego dworu, aby ta opiekowała się chorym jej mężem. Siostra opiekowała się też chorą hrabiną Bobrowską. Była zawsze niezwykle obowiązkową i z dużym poświęceniem i oddaniem opiekowała się chorymi. Gdy sama zachorowała na gruźlicę pani Stawiarska nie żałowała pieniędzy na najdroższe lekarstwa. Niestety nie pomogły.
s. Helena M. Salezja Skarbowska, urodzona w Lubaczowie, śluby wieczyste złożyła w 1931 r. zmarła w 1967 roku, Miała 73 lata. Praktykę wychowawcy zdobywała między innymi w Lwowie i Poznaniu. Na wszystkich placówkach pracowała zawsze z dziećmi. W Chrkówce przez dwie kadencje pełniła obowiązki przełożeńskie. Tutaj przeżyła odebranie siostrom przedszkola, zajmowała się chorymi w Chorkówce oraz pomagała w pracach w zręcińskim kościele. Była siostrą pokoju, rozmodlenia, bardzo pracowita, zawsze myślała o innych, nie narzekała na ciężkie warunki, na daleka drogę do kościoła, zmierzając ścieżką przez łąki, zawsze była zadowoloną, a ludzie bardzo ja szanowali. Nagłe zapalenie płuc, zawał serca był powodem jej śmierci.
Niech spoczywają w spokoju.
Jurek Szczur
|