Gdyby nie Wieczorne Opowieści, a właściwie jeden z tematów „Zręcińscy Sprawiedliwi” większość z nas nie poznałaby kolejnego zręcińskiego bohatera - Ignacego Skalskiego. Otóż to wtedy Pani Bogumiła Skalska zdecydowała się pokazać dwa dokumenty, które jednoznacznie świadczą, że trzej Żydzi, zanim znaleźli się u Czajkowskich byli ukrywani i żywieni przez Pana Ignacego Skalskiego. Oto fragment ich oświadczenia: (...) My niżej na podpisie Bergman Morkus, Bergman Rubin, Bergman Abraham potwierdzamy, iż Pan Skalski Ignacy ukrywał nas za czasów okupacji niemieckiej od 15 sierpnia 1942 roku do 10 lutego 1943 r. Gdyż został wybudowany schron zostaliśmy przeniesieni do Pana Czajkowskiego. Pan Skalski przez cały czas naszego ukrywania podawał nam żywność (...) Natomiast nic o tym nie wspomniał w swojej relacji Andrzej Czajkowski, który napisał: Ja Andrzej Czajkowski oświadczam, że od lata 1942 roku do 8 X 1944 roku ja i cała moja rodzina udzieliła pomocy następującym obywatelom pochodzenia żydowskiego: Ignacy Lipiner (42 lata), Chocja Lipiner (40 lat), Erna Lipiner (20 lat), Sonia Lipiner (10 lat) obecnie Pomeranc, Chaskiel Morgenstern (37 lat), Józef Brajtowicz (40 lat), Rubin Bergman (25 lat), Maks Bergman (28 lat), Roman Bergman (22 lata). Wyżej wymienione osoby znałem osobiście, ponieważ spotykałem się z nimi. Rodzina Lipinerów mieszkała w Zręcinie. Rodzina Bergmanów znalazła się u mnie z tego powodu, że Rubin Bergman był narzeczonym Erny Lipiner. Z Chasklem Morgensternem chodziłem do szkoły. Wyjechał do Niemiec, lecz kiedy Hitler doszedł do władzy uciekł i przyjechał do siostry tj. Chaji Lipiner. W roku 1942 latem, gdy Hitler wydał na nich karę śmierci tak się szczęśliwie złożyło, że uciekli z Getta w Krośnie nad Wisłokiem i z obozu pracy pod Krosnem na lotnisku. Ciężka to była droga zanim znaleźli się u mnie w kryjówce. W pierwszej chwili byłem wstrząśnięty ogromem odpowiedzialności i strachu przed karą śmierci, jaka zawisła nade mną i moją rodziną. To nie była jedna osoba, ale dziewięć. Po bezsennej nocy postanowiłem ich ratować. Zbudowałem schron z moim ojcem Szymonem i synem Walerianem w oborze. Po prostu dałem jeszcze jedną ścianę. Pomieszczenie było wąskie. Porobiłem piętrowe łóżka i tak się zaczęło. Cała moja rodzina zaangażowana była w pomoc. Żona moja (już nie żyje), dzieci i rodzice (również nie żyją). Było ciężko żyć. Często wyjeżdżałem do odległych wsi i tam kupowałem zboże i różne produkty, gromadziłem ażeby było ukrytych czym wyżywić. Rodzina moja nie miała do syta żywności, ale zrozumiała to, że trzeba się dzielić tym, co jest. [...] Latem pod osłoną nocy i pod moim nadzorem wychodzili ze schronu. Trzeba było im udostępnić spacery, pranie i mycie. Głos po rosie słychać było daleko i byłem przerażony ażeby się nie zdradzili. Dziewięcioosobowa grupa obywateli żydowskich była wyłącznie na moim utrzymaniu i mojej rodziny. Pomocy, jakiej im udzieliłem wraz z rodziną wypływała z pobudek humanitarnych [...]. W krótkiej relacji trudno jest zmieścić koszmar tamtych chwil. Rewizje gestapo (dwa razy), bezsenne noce, kara śmierci jaka groziła mnie i mojej rodzinie.[...]. Tyle Pan Andrzej Czajkowski. Nie znam powodów dlaczego nie wspomniał o Ignacym Skalskim u którego przez pół roku ukrywało się trzech młodych Bergmanów, zanim Czajkowscy nie zbudowali schronu, wręcz przeciwnie wskazał, że Bergmanowie od 1942 roku byli u niego. Zapewne tego się już nie dowiemy, ale historia opisana w oświadczeniu Andrzeja Czajkowskiego została uzupełniona o kolejne fakty – tym razem konkretne dwa dokumenty wydane i poświadczone przez Komitet Żydowski w Krośnie z 1946 i 1947 roku. Dzisiaj wiemy, że do bohaterskich rodzin Czajkowskich, Bodaszewskich oraz Ciołkosza, dołączył kolejny zręciński bohater - Ignacy Skalski, mimo, iż nie został przyznany mu tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata (nikt do 2009 roku z rodziny nie wystąpił o przyznanie). Do dzisiaj wiedzieliśmy tylko to, że w butach wynosił mąkę z młyna, aby pomóc wykarmić żydów ukrywających się u Czajkowskich. Prawdopodobnie w tym roku zostaną uwieńczone starania prezes Stowarzyszenia FIS z/s w Zręcinie, Pani Zofii Widziszewskiej, aby w centrum naszej miejscowości na trwałe upamiętnić tych bohaterów w formie godnej ich czynów.
Tyle o Zręcinie, a teraz, na koniec jeszcze wzruszająca historia dziesięcioletniego chłopca. I choć nie dotyczy Zręcina, a Żeglec warto ją poznać. Otóż właśnie ten mały chłopiec (brat Pani Henryki Szydło z Żeglec) przyjaźnił się z żydowskim rówieśnikiem-niemową Janem Fesselą. Gdy zaczęły się prześladowania Żydów, bez wiedzy rodziców ukrył kolegę w szopie i donosił mu jedzenie, aż o konspiracyjnej działalności syna dowiedzieli się rodzice. - Była nas trójka dzieci i zdawaliśmy sobie sprawę, że wszyscy możemy zginąć. Ale taki był czas, który wymagał poświęcenia, bez oglądania się, co będzie - wspomina Henryka Szydło, która z dwojgiem rodzeństwa i rodzicami ukrywali tego chłopca, aż do końca wojny. Tak więc, całkiem niedaleko nas, w Żeglcach, mieszkali bardzo młodzi, a właściwie jeszcze dzieci, a już bohaterowie. Jurek Szczur

|