
Gdy byłem dzieckiem moja babcia nauczyła mnie taki wierszyk, który najbardziej z wszystkich słów zapamiętanych z dzieciństwa tkwi do dnia dzisiejszego w mojej głowie i powraca jak bumerang:: „Kiedy spotkasz krzyż na drodze, kiedy ciężko będzie Ci, nie mów nigdy już nie mogę tylko Jezu pomóż mi”.
Dzisiaj kiedy niektórzy polscy posłowie chcą ściągać krzyże ze ścian i kpią z relikwii bł. JP II, kiedy bezmyślny, nafaszerowany i podjudzany wściekłą nienawiścią tłum krzyczy nie chcemy krzyża w polskiej przestrzeni publicznej, a przedstawiciele obecnej władzy najchętniej zamknęliby Go w czterech ścianach kościoła przekonując, że to jest jedyne dla Niego miejsce, kiedy ich niektórzy przedstawiciele usunęli przydrożne krzyże by nie odwracały uwagi kierowców, chyba od reklam - gdzieś daleko od tego zgiełku, fałszu i obłudy żyje pewna rodzina, żyje człowiek, który wie co znaczy symbol krzyża i jak ciężkim może być ten codzienny, ale i fizyczny krzyż.
KIEDY SPOTKASZ KRZYŻ NA DRODZE ….
Był 2005 rok, Wielki Piątek, gdyby ktoś z nas był tego dnia w tamtejszym lesie zobaczyłby mężczyznę, który ścina drzewo, zbija z niego krzyż i samotnie niesie go odprawiając drogę krzyżową. Wiem, światłe głowy Europy nazwali by go „nawiedzonym”.
Krzyż był naprawdę ciężki bo duży i mokry, wykonany ze świeżo ściętego przed chwilą drzewa, tak jak Chrystus i on upadał ze zmęczenia. Jaka wiara musi być w tym człowieku, który ukończył swą drogę krzyżową i sam ostatkiem sił wkopał ten krzyż, i ustawił go w miejscu gdzie stoi do dzisiaj.
Pan Stanisław wrócił do domu, pozbył się brudnego ubrania, nie chciał by syn i żona pytali gdzie był i co robił. To była jego droga krzyżowa, którą ofiarował za swą sparaliżowaną od kilkunastu lat żonę, pani Jadwiga wypadła z okna, podczas czyszczenia szyb i od tego czasu porusza się na wózku.
KIEDY CIĘŻKO BĘDZIE CI ….
Krzyż na drodze tego człowieka to nie abstrakcja, to nie kolejna dekoracja mniej lub bardziej pasująca do stylu mieszkania to również nie tradycja. To właśnie ten człowiek jest autorem tak zwanego dzisiaj Krzyża papieskiego, mówię tak zwanego, bo ten krzyż nie był przeznaczony dla Ojca św. , a dla żony pana Stanisława, która po wypadku poprosiła by Go wyrzeźbił dla niej. To poprzez ten wizerunek zawieszony w jej sypialni kierowała najpierw i pretensje, bo nie mogła pogodzić się ze swoim kalectwem, później wszystkie swe cierpienia, ból, troski, ku prawdziwemu Chrystusowi.
Trzy lata później pana Stanisława poproszono, żeby szybko odnowił figurkę, którą wójt zamierzał wręczyć Janowi Pawłowi II podczas prywatnej audiencji. Na renowację było mało czasu. Żona powiedziała: Weźcie lepiej ten mój krzyż, co u mnie na ścianie wisi. Mąż pani Janiny zdjął więc krzyż ze ściany ucałował Go i oddał delegacji wyjeżdżającej do Watykanu. Później jeszcze wspominał gdzie może być ten krzyż. Wraz z żoną myśleli, że leży gdzieś w magazynie pośród tysięcy podarowanych rzeczy, w najlepszym razie Ojciec Święty komuś go podarował .
Aż wreszcie nadszedł Wielki Piątek 2005 roku. Ten sam, w którym Stanisław Trafalski odprawił własną drogę krzyżową. Gdy powrócił do domu jego syn Sebastian, włączył na chwilę telewizor, była transmisja drogi krzyżowej z Koloseum zobaczył Ojca św. trzymającego ich krzyż – czy to nie jest krzyż, który wyrzeźbił tata? – zawołał.
NIE MÓW NIGDY JUŻ NIE MOGĘ …
To był ten krzyż, jak wspomina abp Mokrzycki. Papież podarował mu ten krzyż i kiedy w pamiętny Wielki Piątek Ojciec święty, nie mógł już mówić i w pewnym momencie podczas Wielkopiątkowej drogi krzyżowej gestem poprosił, aby dać mu do ręki krzyż, wtedy to ks. Mokrzycki przyniósł ten krzyż, który wisiał w jego (ks. Mokrzyckiego) sypialni. Papież przytulił się do niego. Ktoś widząc schorowanego i słabego Ojca św. skomentował: "To nie papież dźwigał krzyż, ale to krzyż wtedy dźwigał papieża".
Po śmierci Ojca św. ks. Mokrzycki został mianowany biskupem Lwowa. Wyjeżdżając z Watykanu zabiera także pamiętny krzyż z Wielkiego Piątku. Po przyjeździe do kraju przekazuje go swoim rodzicom: Bronisławie i Piotrowi mieszkającym w Łukawcu. Dla nich jest on już relikwią.
TYLKO JEZU POMÓŻ IM… Bliski przyjaciel arcybiskupa Mokrzyckiego, proboszcz w Kraczkowej ks. Mieczysław Bizior, poruszony historią krzyża, poprosił rodziców arcybiskupa o możliwość wystawienia go w swojej parafii. Na co uzyskał zgodę matki i arcybiskupa. Niech ten krzyż idzie, niech się ludzie modlą – powiedziała proboszczowi ks. Mieczysławowi Biziorowi. Od tamtej pory krzyż rzeczywiście „idzie”, a 8 września 2012 roku będziemy mogli Go adorować wraz z relikwiami bł. JP II w zręcińskiej parafii. Podczas adoracji nie zapomnijmy również w swoich modlitwach o rodzinie Stanisława i Janiny Trafalskich.
J.S.

|