W niedzielę 7 stycznia przypada 136 rocznica śmierci Ignacego Łukasiewicza. Przypominali o tym dzisiaj zręcińscy kapłani, a podczas mszy modlono się w intencji śp. Ignacego. Zapewne nie wszyscy wiedzą, zwłaszcza, Ci co omijają kościoły, że zręciński proboszcz ks. dr Wacław Socha jak mało kto dba o pamięć, o tym wielkim człowieku nie tylko modlitewną przez cały rok, ale również wspominając przy różnych okazjach jego czyny i działania.
Jeszcze mniej osób pewno wie, że to właśnie proboszcz zręciński ks. dr Wacław Socha konsultując się z parafianami twardo i zdecydowanie stanął w obronie przeniesienia trumny Ignacego Łukasiewicza ze zręcińskiego grobowca do krakowskiego Panteonu Narodowego, w którym mają spocząć najznakomitsi obywatele naszego Narodu. To jego determinacja, argumenty przedstawione na piśmie, z przedstawioną historią życia Ignacego w powiązaniu z naszym terenem i tutejszym społeczeństwem sprawiły iż śp. Łukasiewicz w dalszym ciągu spoczywa między tymi, z którymi żył, pracował, dla których czynił tyle dobra, że przez 136 lat nikt drugi, a może i kolejne pokolenia razem z nami nie uczyniły tyle dobra co uczynił ten skromny, dobry człowiek dla drugiego człowieka.
To czego dokonał w swym krótkim życiu stawia go na wyżynach człowieczeństwa oraz świętości, tak świętości i całym sercem będę to podkreślał. Pisałem o jego świętości już kilka lat wcześniej, niektórzy się śmiali, a ja uparcie choć samotnie powtarzam – to święty człowiek - on i jego żona, wierzę, pisałem rok temu, że prędzej czy później powstaną grupy osób, może skupione wokół np. szkół, których jest patronem, i zwrócą uwagę biskupów diecezjalnych na to małżeństwo. Bo trzeba rozpocząć drogę legislacyjną, której celem będzie beatyfikacja Ignacego i Honoraty Łukasiewiczów.
W tym roku pojawił się pomysł założenia Stowarzyszenia propagujacego jego pamieć oraz kultywowanie czci jako "sługi Bożego".
Każdy kto poznał ich niełatwe i wyboiste drogi będzie tego samego zdania co ja. Nie mam na myśli tu jego lampy naftowej czy przemysłu naftowego, ale przede wszystkim to co zrobił z żoną dla drugiego człowieka, bez względu na jego stan, majętność i wyznanie.
Zmarł w 1882 r., w sile wieku, miał 60 lat. Po jego śmierci okazało się, że prawie cały swój majątek, a była to bardzo duża fortuna rozdał potrzebującym, a tuż przed śmiercią kazał zniszczyć wszystkie weksle osób i darować wszystkie pożyczki. Jedynym warunkiem jaki stawiał, tym którym pomagał to to, by pieniędzy tych nie pozostawili w karczmie u Żyda, bo nie tolerował pijaństwa. Pomagał wszystkim, którzy prosili, a gdy upominano go, że inni go naciągają odpowiadał: "wolę dać 99. niepotrzebującym, niż miałbym jednego w potrzebie ominąć" - to nie legenda, nie piękne słowa, ale takim był człowiekiem i tak czynił każdego dnia.
Patriota, filantrop, społecznik, największego formatu człowiek, jakiego historia zrecińskiej parafii, ale nie tylko parafii, nie znała, bo nie było drugiego takiego jak on. Skromny, trochę z przygarbioną i szczupłą sylwetką zawsze jakby w pokorze spuszczoną głową, takiego go zapamiętali jego potomni, nie wyżywającego się, nie puszącego się jak paw swoim szlachectwem, nie unoszącego się pychą, nie obnoszącego się swoim bogactwem, nie pragnący poklasku uznania czy pochwał, czułego na ludzką biedę i krzywdę. Zawsze służył innym jak to zapisała Honorata na jego epitafium – „Wielki miłośnik ludzkości” – czy trzeba coś więcej.
Dlatego pamięć o nim przetrwała i wciąż po 136 latach. Kiedy niektórzy nie mogą trafić nawet na groby swoich dziadków, nie wspominając już o pradziadkach, których miejsc pochówku nie znają, w listopadowe wieczory grób Ignacego i Honoraty rozświetlony zostaje dużą ilością świateł pamięci, przez co staje się jedną wielką lampą naftową na zręcińskim cmentarzu – to zwykła ludzka pamięć i wdzięczność. Ojcze Ignacy, bo tak cię nazywali nasi pradziadowie, dzisiaj i nasze pokolenie tu żyjących chce Ci podziękować, bo tak wiele i dzisiaj otrzymujemy dzięki Tobie .....
Przypomnijmy sobie jak żegnano ojca Ignacego w Zręcinie, w 1882 roku.
„Jak pięknem było życie ś. p. Ignacego, tak błogosławioną była śmierć jego. Trzeba było widzieć złożone w dworskiej kaplicy na katafalku, okolone światłem i zielenią, resztki ziemskiego żywota jego. (…) A jakże rzewną i do głębi wzruszającą była chwila rozstania się ś. p. Ignacego, raczej resztek jego, z zacną małżonką, krewnymi, przyjaciółmi, włościanami i domem, który tyle lat zamieszkiwał i czynami swemi prawie w świątynię i skarbiec łask przemienił. Z cicha dotąd wylewane łzy bólu i żalu ozwały się sercem rozdzierającym chórem łkań, jęków boleści i łez strumieni, gdy przed domem stanęła trumna ze zwłokami, a ksiądz Szalaj z Bóbrki wymownemi i rzewnemi słowy, zaznaczając pokrótce ogrom straty w ś. p. Ignacego, ostatnie w jego imieniu wyrzekł błogosławieństwo i pożegnanie. Płacz i żal był powszechny, a łkania i jęki boleści, nawet najmniej skłonnych do łez poruszały. Nawet wierny pies ś. p. Ignacego nie dał się wyprzedzić i on przeciągłym żałosnym jękiem wtórował licznie z wszech stron zgromadzonym żałobnikom.
Około godz. 4 po południu ruszył żałobny pochód ku przeszło pół mili odległemu kościołowi parafialnemu w Zręcinie. Trumnę w wieńce strojną nieśli, pomimo błota, wichru i deszczu, przez całą drogę na barkach okoliczni obywatele, urzędnicy i mieszczanie z Krosna, górnicy z destylarni w Chorkówce i kopalni ropy w Bóbrce, strażacy i włościanie — przed nią liczne duchowieństwo, za nią zacna rodzina, przyjaciele, znajomi, dzieci z założonej przez ś. p. Ignacego i własnym kosztem utrzymane] szkółki, słynnej z wyrobów koronkarskich. Nareszcie włościanie płci obojej, wszystko w uroczystym stroju, wszystko pieszo, a za nimi próżne wozy, bryczki i powozy. Już się zmierzchało, gdy ustawiono zwłoki w kościele, — a po skończonych ceremonjach kościelnych, rozeszli się żałobnicy, aby na drugi dzień znowu powrócić i ostatnią posługę zmarłemu oddać.
Jakby niebo sprzyjało oddaniu czci zmarłemu, ściągnął mróz wczorajsze błoto, a słońce najmniejszą nie ćmione chmurką, spokojnie płynęło po lazurowem przestworzu. To też od samego ranka widać było zewsząd spieszących pielgrzymów pieszo, wozami, bryczkami, powozami. Deputacje cechowe wchorągwiami z Krosna, Dukli, Jasła, straże ochotnicze ogniowe z Krosna, Jasła, Rymanowa (dzięki którym wzorowy panował porządek szczególnie w kościele, gdzie bez ich interwencji przy natłoku do 4000 ludzi, nie trudno było o smutne wypadki). Patrząc na te, zewsząd gromadnie i pojedynczo zbierające się w Zręcinie tłumy, myślałbyś, że to dzień szczególnie uroczysty wygnał wszystkich z domów i ku Zręcinowi skierował. Od samego rana odprawiali kapłani Msze św. w pięknym kościele w Zręcinie, fundowanym: wspólnie przez śp. Ignacego, właścicieli Zręcina pp.. Klobassów i parafian.
Na środku kościoła wznosił się wysoki katafalk, a na nim wśród światła i zieleni spoczywała trumna śp. nieboszczyka. Widok ten, jakkolwiek smutny, przecież radością napełniał duszę, gdy zbliżywszy się, policzyłeś wieńce, któremi literalnie pokrytą była cała trumna. To ostatni wyraz hołdu od różnych czcicieli śp. Ignacego. Prócz wieńców od familii, był wspaniały wieniec klubu postępowego sejmowego, przez posła tegoż klubu p. T. Meruuowicza złożony. Wieniec od członków Rady powiatowej krośnieńskiej, której śp. Ignacy był członkiem, równie piękny wieniec od obywatelstwa z powiatu; oba złożone na trumnie przez prezesa Rady powiatowej, p. Starowieyskiego, i jego znaną z cnót i zalet iście polskich córę. Dalej zdobił trumnę wieniec górników, malutki wieniec dzieci szkółki w Chorkówce, piękne wieńce miast Krosna i Jasła, których śp. Ignacy był obywatelem honorowym, wieniec straży ochotniczej ogniowej jasielskiej, niemniej laurowy wieniec Redakcji „Sztandara polskiego" i „Strażnicy polskiej" z napisem: ś. p. Ignacemu Łukasiewiczowi, dobrze zasłużonemu Ojczyźnie i swemu Dobrodziejowi, a wreszcie wieniec od urzędników c. k. starostwa w Krośnie. (…)
Że śp. Ignacy od wszystkich był czczony i kochany, i w ten dowód nie małej wagi, że kościół cały i większa część cmentarza literalnie zapchane były żałobnikami nawet z najdalszych powiatu zakątków, wszelkich stanów i wyznań. Nawet żydów nie brakło, którzy z Dukli i okolicy przybyli oddać po raz ostatni cześć i wyrazić wdzięczność (…) Mogło być wielu ciekawych tylko - ale ci liczyli się tylko do wyjątków - czego dowodem to 4.000 rzesza żałobnych gości w Chorkówce. Jak daleko pamięć ludzka sięga, nie widziano na żadnym pogrzebie w naszym powiecie takiego natłoku z bliska i z daleka przybyłych ludzi.
Nie brakło i braci Rusinów; co więcej, duchowieństwo ruskie na wyścigi prawie z łacińskiem starało się jak najuroczyściej oddać cześć i ostatnią posługę - swemu posłowi i dobroczyńcy. Czterech kapłanów grecko-katolickiego obrządku odprawiło solenną wotywę, podczas której śpiewał nabożne pienia. piękny chór ruski.
Nad trumną u wejścia do grobowca przemówił jeszcze p. Szostkiewicz, inspektor Rady szkolnej okręgowej w Jaśle, podnosząc zasługi ś. p. Ignacego około oświaty ludowej, a w końcu p. Gorajski wł. dóbr i poseł na Sejm, zaznaczył krótkiemi a gorącemu wyrazy działalność ś. p. Ignacego jako obywatela.
Po wotywie celebrował czcigodny ks. prałat Skrzyński solenną sumę, podczas której odśpiewał p. S. (urzędnik c. k. starostwa) pięknym, silnym tenorowym głosem bardzo piękny utwór pogrzebowy. Po sumie skreślił wymowny ks. proboszcz Samocki (z Miejsca) rzewnemi słowy bogobojny żywot ś. p. Ignacego, — przykre koleje życia Jego — jako ucznia, potem magistra farmacji, jako więźnia stanu od r. 1846 do 1848, jako twórcę i najsilniejszą dźwignię przemysłu naftowego w kraju, jako obywatela niezmordowanego w pożytecznej pracy, zaszczyconego orderami dworów cesarskiego i papieskiego; honorowym obywatelstwem miast Krosna i Jasła — mandatem ; poselskim i dyplomami kuratora lub członka honorowego różnych pożytecznych towarzystw, wreszcie jako najlepszego męża, krewnego, gospodarza, sąsiada i dobroczyńcy.
Zbliżyła się wreszcie ostatnia najsmutniejsza chwila, — która miała i te resztki ziemskie ś. p. „Ojca" zakryć na zawsze przed oczami tyle go kochających druhów i czcicieli. Wyrok nieubłaganej śmierci musiał być zupełnie wykonanym. Ciało z wszystkiemi jego ziemskiemi kruchemi ozdobami, ustawiono około 4. po południu nad wnijściem do grobowca obok kościoła na cmentarzu się znajdującego, grobowca Wielmożnych pp. Klobassów*, bo ś. p. Ignacy o nikim nie zapominając, zapomniał o sobie, i być może nie spodziewając się jeszcze śmierci, (bo go rzeczywiście prawie znienacka zapalenie płuc przeziębieniem spowodowane, na łoże powaliło i pomimo gorliwej opieki lekarskiej w kilku dniach nić życia jego przedwcześnie przecięło) — nie miał czasu, ni miejsca spoczynku dla siebie i familji przygotować, ni rozporządzenia ostatniej woli pozostawić.
Szkoda tylko wielka, że się nie znalazł nikt z pośród ludu, któryby w imieniu ludu i do ludu głośno urbi et orbi dał wyraz czci i wdzięczności dla męża, który tyle dla niego działał... Dobre imię i zasługa prawdziwa, to pomnik trwalszy od śpiżu. Cześć mężowi, co sobie nań u ziomków zasłużył — niech mu ziemia lekką będzie, którą tak całą duszą ukochał".
* został pochowany w kaplicy Klobasów, później przeniesiony do grobowca w którym spoczywa obecnie.